Rowerem przez Polskę

Rowerem przez Polskę

Jak ciekawie spędzić urlop nie opuszczając kraju, jednocześnie łącząc przyjemne z pożytecznym?

Nabyć nowe umiejętności, zobaczyć piękne zakątki Polski, mieć wyzwania i wysiłek sprzyjający normoglikemii?

Ruszyć rowerem przed siebie, najlepiej do celu odległego o jakieś 1000 km!

To może z perspektywy mojego otoczenia, swoiste Q&A…

„To jest prawdziwy Tour de Pologne!”

Takie komentarze czytałam pod kolejnymi przebytymi odcinkami trasy z Krakowa do Słupska. Kilometrowo odcinki wahały się od 35 do 105 km. Przewyższenia największe na początku trasy (Kraków), choć paradoksalnie nad morzem też są niezłe podjazdy. Kto myśli, że Polska im dalej od gór, tym jest bardziej płaska, powinien przemierzyć ją na rowerze!

A pogoda? W deszczu też jedziecie?

Sierpień sprzyjał dobrej pogodzie, jedynie 2 spośród 20 dni wyprawy były deszczowe. Ale jak już lało, to konkretnie, co okazało się świetnym momentem na regenerację po wtedy już tygodniowej jeździe po małopolskich pagórkach. Potem już tylko słońce, słońce i jeszcze raz słońce… i ciepełko, między 23 a 33 st. C

A gdzie nocowaliście?

Mimo założenia, że to wypad „survivalowy”, że śpimy głównie pod namiotem – plany sobie, życie sobie. Moja pierwsza noc pod namiotem skończyła się przeziębieniem, więc kilka kolejnych noclegów było pod dachem, w ciepełku 😉 W sumie przez cały wyjazd, survival namiotowy udał się czterokrotnie. Za każdym razem pole namiotowe, na którym byliśmy, było fajnie położone (las, jezioro), z dobrą infrastrukturą i świetną atmosferą. Z całą pewnością więc inwestycje poczynione w ekwipunek się nie zmarnują i jeszcze zapewnią komfortowy nocleg w pięknych miejscach w przyszłości.

A jak kondycyjnie?

Dzień za dniem, kilometr za kilometrem, a tu ciągle była chęć na więcej. Kondycja wypracowana na całorocznych bieganiach, body shape’ach, nordic walking i rowerze zaowocowała mocą w nogach.

Co do odwiecznego problemu prawie wszystkich jeżdżących rekreacyjnie na rowerze, a mianowicie bolesności „siedzenia”, polecam jazdę konną! Kilka lat w siodle i ból po jeździe rowerem odchodzi w zapomnienie 😉

Miałaś wcześniej jakieś doświadczenia w takim podróżowaniu?

Szczerze mówiąc, moje wcześniejsze doświadczenia z wyprawami z sakwami były dość ubogie (zeszłoroczny, kilkudniowy wypad opisałam tu: https://cukierwformie.pl/2019/09/03/dlugodystansowy-rajd-rowerowy-cukrzycowy-niezbednik-na-trasie/ ) i po tegorocznej eskapadzie stwierdzam jednoznacznie: jednak da się spakować jeszcze mniej! Szczególnie, że jedna z sakw zawierała tylko „dom”.

Rozbawił mnie jeden z właścicieli agroturystyki obserwując rozpakowywanie sakw:

„Irenka! Chodź, zobacz, jak można się spakować na miesiąc! A nie, jak u nas, że na tydzień jedziemy, a bagażnik w samochodzie nie chce się domknąć!”

A jak planowaliście nocleg?

Z dnia na dzień, bez wcześniejszych rezerwacji. Przy śniadaniu powstawał, z reguły dość ambitny :D, plan dnia i trasa. A przy obiedzie, survivalowo… więc w knajpie, a jakże, ogarnialiśmy odległy o 20-30 km nocleg, biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, samopoczucie i dostępność. Z pomocą przychodził nam tu niezawodnie wujek Google. Pierwsze, niewielkie trudności z dostępnością pojawiły się w Borach Tucholskich i później nad morzem. Ale mając zawsze kilka opcji do wyboru, za każdym razem coś udało się znaleźć – czy to pole namiotowe czy agroturystykę.

A trasa?

Z założenia głównie drogi leśne, szlaki rowerowe, czasem piesze. Asfalt jako ostateczność.

Czeska aplikacja z mapami Mapy.cz nie ma sobie równych w takich wyprawach.

Może jedynie powinni znakować jakoś specjalnie trasy z piachem…

Piach, suchy piach!

Nie było dnia, żebym nie miała z nim spotkania, czasem i bliskiego. Im dłużej w trasie, tym lepiej mi szło przejeżdżanie przez piaszczyste odcinki, choć 15 kg ładunku na rowerze nie ułatwiało tej walki…

A jak Ty z tą cukrzycą dawałaś radę?

Od lat powtarzam i staram się pokazywać, że wysiłek w cukrzycy to absolutna podstawa!

Pewnie, że trzeba więcej się nakombinować, modyfikować dawki, często dojadać, bo początkowo hipoglikemie potrafią nękać przy wzmożonym, codziennym, wielodniowym wysiłku. Kwestia zaopatrzenia w ulubione przekąski, w sakwach rowerowych jest dużo kieszonek na takie ratunkowe pyszności 😉 Wysiłek pozwala spalać zawarte w nich kalorie, a z dnia na dzień organizm adaptuje się coraz bardziej do stawianych mu wymagań, zmniejsza się zapotrzebowanie na insulinę a zwiększa wrażliwość komórek.

Podczas takich aktywnych wakacji można, oczywiście pilnując poziomów cukru, pozwolić sobie na więcej pyszności jak lody, deser, owoce. Bardzo ważne jest nawadnianie, zarówno wodą jak i elektrolitami, witaminami.

Podsumowując…

W nogach blisko 1100 km, 20 dni w drodze, niezliczona ilość spalonych kalorii, dziesiątki pięknych miejsc odwiedzonych, sfotografowanych, wiele pyszności zjedzonych, nowe umiejętności nabyte.

Niezła frajda, czasem walka z własną słabością, czasem odpuszczenie dla dobra zdrowia. Kolejne dni spędzone na poznawaniu siebie, udowadnianiu, że cukrzyca nie stanowi ograniczenia, jeśli się bardzo chce coś zrobić. Kolejne osiągnięcie dopisane do listy! Poprzeczka znów idzie lekko do góry…

Jak zwykle, zachęcam do aktywnego spędzania czasu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.